I jeśliby nie oddech coraz słabnący, możnaby go było wziąć za martwego... Z mrowiska oddawna już sunęła ku niemu mała brunatna mrówka.
Skrzydełka miała odgryzione, aby nie przeszkadzały w robocie — była więc robotnicą.
Słyszała rozmowę pszczoły, kreta i biedronki, widziała nieszczęsnego konika polnego i serce jej wezbrało litością.
Pochyliła się nad martwiejącym z głodu owadem i widząc, że jeszcze żyje zawołała na towarzyszki.
Przyszły i uniosły wraz z wybawicielką listek z konikiem polnym i ułożyły go w mrowisku.
Nakarmiły go, napoiły, okryły puchem wróblim i pocieszyły.
— Dzięki wam, dzięki, szlachetne panie, — odezwał się wdzięczny owad — nie wzgardziłyście próżniakiem, jak inni... Pracować mnie nauczcie, a ciężarem dla nikogo nie będę...
— Nie masz za co dziękować, mój miły koniku, — odpowiedziała mrówka — ejsteśmy już sowicie zapłacone tem,
Strona:Elwira Korotyńska - Litościwa mrówka.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.