szone ptaki, z drzew i krzewów liście, łamały się delikatne roślinki.
Jęk wichru łączył się z cichem szlochaniem zamierającego kwiecia, ziół i traw, ku ziemi się chylących...
Z pod pożółkłej kępki zielska wyszedł, chwiejąc się tancerz letni, w zieloną szatę odziany — konik polny.
Nie skakał, nie świrkał, jak latem, lecz wlókł z trudem płaszcz swój szmaragdowy na grzbiecie, a główkę zadumaną ponuro, ku ziemi nizko pochylił.
Biedak głodny był srodze.
Odkąd wiatr jesienny po lasach, polach i łąkach hulać począł, nasz zielony rycerz nie znalazł żadnego pożywienia.
Skrył się pod kępką traw od wichru jakoś nie tkniętych i czekał uspokojenia.
Uspokoiło się wprawdzie na chwilę, ale żywności nie było żadnej.
Dokąd pójdzie?
Ani jednego świerszczyka, ani jednego motylka — wszystko znikło gdzieś, skryło się lub zamarło.
O, ale polny tancerz umrzec nie
Strona:Elwira Korotyńska - Litościwa mrówka.djvu/6
Ta strona została uwierzytelniona.