mi światełka. Poznały nikły płomyk palącej się w ich izdebce lampki i podwoiły kroki pragnąc się czemprędzej znaleźć w swej miłej chateczce i uspokoić strwożonych późnym powrotem rodziców.
Gdy wkrótce uradowane podchodziły do domu, zatrzymała je u progu trzepocząca silnie skrzydełkami sowa.
Przelatywała nad ich głowami krzycząc przeraźliwie: — Chcę chleba i mleka! Chcę chleba i mleka!
I domagała się natarczywie, wysuwając swe ostre szpony na dzieci i grożąc poszarpaniem, jeśli nie dadzą jej tego o co wołała.
Rozgniewało to chłopca, który nie mógł pojąć jak można w tak niegrzeczny i groźny sposób dopominać się jedzenia.
— Czekaj, kiedyś ty taka! — zawołał, — to dam ci nauczkę! Mogłaś grzeczniej poprosić...
I tak mocno uderzył sowę po skrzy-
Strona:Elwira Korotyńska - Litościwe Dzieci.djvu/11
Ta strona została uwierzytelniona.