Posłuchała tej rady i odtąd szczuła psami każdego nędzarza, nie zważając nawet na starców zgrzybiałych i biedne dzieciny sieroce.
Ten brak litości nie pomógł jednak ani trochę do wzbogacenia się — dobrobyt nie wracał, przeciwnie, działo się coraz gorzej.
— Jemy za wiele! — odezwał się pewnego dnia skąpiec do swej żony — trzeba jeść połowę tego, cośmy jedli, jeśli tego nie zrobimy, pójdziemy wkrótce żebrać...
Nie pomogło i to bogaczowi. Skąpili sobie w jedzeniu, a jednak wciąż się im nie powodziło.
Kobieta kiwała głową, wreszcie rzekła: — Pójdę do sąsiada, mieszkającego po drugiej stronie jeziora i spytam, w jaki sposób nie brak mu nigdy chleba, podczas gdy my głód cierpimy.
— Idź! — rzekł gospodarz, — dowiedz się. Jestem pewny, że oszczędniej prowadzą gospodarstwo.
Poszła i powróciwszy powiedzia-
Strona:Elwira Korotyńska - Litościwe Dzieci.djvu/16
Ta strona została uwierzytelniona.