ła mężowi iż wieśniak ten oddaje nieraz ostatni kawałek chleba ubogiemu, a jednak nie brakuje im go nigdy, bo Bóg zwraca mu tę jałmużnę stokrotnie.
— To coś dziwnego! — odparł mąż, — ale sprobujmy tego środka: weź nasz ostatni bochenek chleba, wyjdź na drogę i oddaj ubogim, ale powiedz przytem, żeby wynosili się stąd jaknajdalej, jeśli nie chcą być wyszczutymi przez psy.
— O nie, odpowiedziała mu żona, — dawać trzeba jałmużnę z dobrem słowem i ze szczerego serca.
— Czy tak? — zdziwił się bogacz. — A więc dobrze, daj ze szczerego serca, ale z tym warunkiem, że nam Stwórca odda stokrotnie. Nie mamy na takie zbytki, musimy mieć za to nagrodę.
— Daje się jałmużnę bez żadnych warunków — odparła dobra kobieta.
— Coo? Czyżby nie można było wymagać za nasze dobro wdzięczności? — spytał zdziwiony skąpiec.
Strona:Elwira Korotyńska - Litościwe Dzieci.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.