Strona:Elwira Korotyńska - Litościwe Dzieci.djvu/5

Ta strona została uwierzytelniona.
LITOŚCIWE DZIECI

Było duże, głębokie jezioro, a nad brzegiem przezroczej jego wody stały dwa domostwa.
Jednem z nich był dworek bogaty, drugi nędzna wieśniacza lepianka.
Tego roku, w którym zaczynamy nasze opowiadanie, mróz był duży nieopisanie. Woda jeziora pokryła się lodem, a ostry, kłujący szron padał bez przerwy.
Rzadko kiedy święta Bożego Narodzenia były tak bardzo mroźne.
— Mężu, — odezwała się właścicielka bogatego domku do gospodarza, ponuro wsłuchającego się w wycie wichru, — czyż nie położymy, jak co roku na Boże Narodzenie snopka zboża dla ptasząt? W ten dzień tak radosny, nikt głodu nie powinien zaznawać.
— Za mało mamy, aby się dzielić z marnemi wróblami, — odparł gospodarz, — wpierw myśleć trzeba o sobie,