wręczyła Józiowi, mówiąc: — Głodnyś pewnie, twarzyczka twoja blada, jak to mleczko, które dziś piłam.
Zawstydził się trochę Józio, biorąc chleb, narazie chciał powiedzieć, iż nie jest żebrakiem i nie przyjąć, ale przypomniał sobie przestrogi dziadka, żeby być grzecznym, przytem oczy dziewczynki patrzały na niego z takiem współczuciem a mała rączka tak prosząco wyciągała się do niego z pożywieniem, że otrząsnął z siebie pychę i wziął pachnący świeży chleb, podziękowawszy uprzejmie za dobroć. Matka jej kupiła koszyk, którego już dawno potrzebowała i zapłaciwszy Józiowi, zachęcała go do przychodzenia często w te strony, gdyż w pobliżu niema tu koszykarza, a przecie bez koszyka obyć się żadna porządna gospodyni nie może.
— A zajdź zawsze do nas chłopczyku, mówiła przy pożegnaniu, — zjesz coś gorącego, posilisz się, boć do dźwigania
Strona:Elwira Korotyńska - Mały kramarz.djvu/12
Ta strona została uwierzytelniona.