Strona:Elwira Korotyńska - Miłość Macierzyńska.djvu/10

Ta strona została uwierzytelniona.

wzrokiem patrzał na otaczających go ludzi.
Jechali jeszcze czas jakiś platformą zaprzężoną w konie, aż dojechali do olbrzymiego parku, pełnego drzew niebotycznych i śpiewających ptaków.

Świeże powietrze owiało biednego niewolnika i pocieszyło go trochę.
On tak przywykł do przestrzeni rozległej, do widoku traw i zieleni...