Strona:Elwira Korotyńska - Miłość Macierzyńska.djvu/12

Ta strona została uwierzytelniona.

Przygotowywano się do widowiska. Zwierzęta nakarmione i napojone były w usposobieniu wesołem, zwłaszcza małpki.
Wyprawiały skoki, piszczały, czepiały się krat klatki, gryzły się wzajemnie, wskakiwały jedna na drugą, wogóle zdawały się być bardzo szczęśliwe.
— Jakiż to marny ród te małpy! — myślał lew — cieszą się niewolą...
I łapą pogroził małpom, z czego te wielką miały uciechę i wrzaskiem napełniły park cały.
Tymczasem rozległ się dźwięk dzwonu i do parku zaczęli napływać ludzie. Byli tam i dorośli i mali, mężczyźni i kobiety, ubodzy wyrobnicy i wielkie damy.
Cisnęli się wszyscy, aby ujrzeć czemprędzej króla zwierząt, ujarzmionego batem dozorcy — niewolnika.
Przyglądano mu się z podziwem.
Jeden z przyrodników podszedł bli-