Strona:Elwira Korotyńska - Miłość Macierzyńska.djvu/13

Ta strona została uwierzytelniona.

żej lwa i spojrzawszy w jego smutne a dumy pełne oczy, wyszeptał:
— Król bez królestwa, pan bez władzy, a wygląda na niezwyciężonego.
Oczy lwa zaczęły ciskać błyskawice gniewu na stojących, wreszcie ryk straszliwy rozdarł powietrze i grozą napełnił stojących.
— Król się gniewa! — szeptano w przerażeniu — nie przywykł jeszcze do klatki...
A lew wydawszy ryk schronił się w kącie klatki i przytulony do niej stał bez ruchu...
— Nie widzimy go! nie widzimy! panie dozorco! wypędź go z tego kąta, chcemy widzieć, na tośmy przyszli i zapłacili! — wołano na stojącego przy żyrafie dozorcę.
W jednej chwili, zawołany trącił prętem ukrytego w kącie lwa, który skoczył na środek klatki i potoczył wkoło złym wzrokiem.