Strona:Elwira Korotyńska - Miłość Macierzyńska.djvu/7

Ta strona została uwierzytelniona.

odchodził, weszła do jaskini wraz z dziećmi i ułożyła je do snu.
Lew wracał zwykle nad ranem i dzieci budząc się widziały go zawsze i witały.
Tym razem jednak, gdy ranek zaświtał zobaczyły puste miejsce po ojcu i matkę nieruchomo siedzącą na legowisku.
Podeszły i wzrokiem pytały o ojca. Ale lwica siedziała niespokojna, wpatrzona w otwór jaskini, poczem wskoczyła raptownie i rzuciła się ku wyjściu.
Wślad za nią biegły dzieci, ale groźnym rykiem powstrzymała je w tym zapędzie i osaczywszy na miejscu wybiegła.
Nie było go nigdzie widać!
Ślady po zdeptanej trawie prowadziły do zarośli, ku którym rzuciła się lwica.
Niestety! tu się kończyły!
Krople krwi na spalonej spiekotą ziemi znaczyły drogę, zgniecione trzci-