— Pokrzepić się chcesz cudzą własnością?
A to mam syna! Hańba i wstyd!
— Tych kilka wisienek nie uczynią nikomu krzywdy cóż znaczą wobec miljonów na drzewie wiszących...
Wróblom wolno, dlaczegoż mnie spragnionemu wziąć nie można?...
— Gdyby każdy tak mniemał i każdy wziął po garstce nie pozostałoby nic na drzewie.
A co do wróbli, to pracując dla rolnika, mogą też korzystać z paru wisienek.
— Pracują? darmozjady!
— Duży chłopak i w dodatku przyszły rolnik i nie wiesz, że wróble oczyszczają drzewa z robactwa, że nie dają objadać liści i kwiatów?
Nie miałbyś ani jednego owocu, jeśliby nie te poczciwe ptaszęta...
— Czyżby takie maleństwa mogły coś pożytecznego zrobić? Ach, mój ojczulku, to chyba przesada. Zjedzą zapewne kilka robaczków, z wisienek rozdziobią kilkaset...
Strona:Elwira Korotyńska - Podkowa.djvu/11
Ta strona została uwierzytelniona.