— Dziękuję ci ojczulku za opowiedzenie mi o pożytku oddawanego nam przez wróble, nie będę już na nie wyrzekał, a i kamieniem spędzał z drzewa, jakto robią moi rówieśnicy.
Ale otóż jesteśmy i przy ogrodzie. Ach! jaki straszliwy upał!
— Wyśmienita okazja! — zawołał ojciec, kierując się ku w ogrodzie, gdzie przed furtką stał ogrodniczek sprzedający w koszyku piękne dojrzałe wiśnie.
Przydadzą mi się pieniądze otrzymane za znalezioną podkowę...
To mówiąc kupił miarkę wisien i zaczął zajadać, nie mając wcale zamiaru dzielić się z Julkiem, ten zaś nie czuł się uprawnionym żądać czegośkolwiek kupionego za wzgardzoną przez niego podkowę.
Było koło południa, a więc w czasie, gdy słońce grzeje najmocniej, gdy ojciec, widząc mękę biednego Julka, niby nie naumyślnie upuścił jedną wisienkę. Natychmiast została podniesiona i zjedzona przez chłopca.
Strona:Elwira Korotyńska - Podkowa.djvu/13
Ta strona została uwierzytelniona.