Strona:Elwira Korotyńska - Podkowa.djvu/14

Ta strona została uwierzytelniona.

— Cha! cha! — śmiał się w duchu — a to się nazgina, zanim zbierze wiśnie, które mam zamiar mu rzucić...

— Ach! jakto dobrze! mówił do siebie Julek, — że ojciec ma widocznie dziurawą torebkę, przynajmniej się trochę pokrzepię... a jakie dobre!
I chłopak schylał się co czas jakiś po upuszczane wiśnie i zachwycał się ich smakiem i soczystością.