najmiej nie przestraszoną sierotą postać majestatyczna i wyniosła.
Ubrana była w czarne, żałobne szaty, na głowie miała woal krepowy, w ręku trzymała klucze.
— Ach! jak pięknie! jak czysto! — zawołała zdziwiona.
Któż to taki to uczynił, kto nie uciekł z tych kątów ponurych, lecz przyszedł do mnie z pomocą?
Jeśli jesteś mężczyzną, staniesz się mym synem, jeśli kobietą, będziesz moją córką! Pokaż mi się! niech cię pobłogosławię...
Słysząc to dziewczę, wyszło z ukrycia i padła do nóg smutnej postaci.
— O, moja córko, — zawołała kobieta, Bóg ci zapłaci za twe miłosierdzie. Dziś rano idę na poszukiwanie mych zaginionych synów, kiedy wrócę, nie wiem. Weź te klucze, bądź tutaj panią, rób co chcesz i chodź dokąd sobie życzysz!
Oddała jej klucze i poszła.
Strona:Elwira Korotyńska - Trzej królewicze.djvu/12
Ta strona została uwierzytelniona.