ku i na żarty zaczął wywijać nią i machać tak zadzierżyście, że zrzucił czapkę Jóźkowi z głowy.
Wsadzono olbrzymowi kij pod ramię, utkwił w lodowym pancerzu bałwana i trzymał się wyśmienicie.
Pomyślano wtedy o udekorowaniu głowy.
— Franek! twój ojciec pono robi koszyki?
A lećże prędko i przynieś jaki koszyk, może być i nie wykończony, a my za to, jeśli się przy tej zabawie popsuje, przyniesiemy mu dużo, wikliny i pleść mu pomożemy!
Pobiegł Franek, ile mu sił starczyło i oto już powraca ze ślicznym wiklinowym koszykiem bez dna, ale to nic nie szkodzi, nikt góry głowy nie dojrzy, a lepiej, że nie zakryta całkiem głowa, bo mróz będzie dosięgał i tak łatwo olbrzym nie roztopi się na słońcu, jak zacznie w południe przygrzewać.
Wsadzono mu na głowę... Ach! jak ślicznie wygląda!
Strona:Elwira Korotyńska - Wesoła zabawa.djvu/16
Ta strona została uwierzytelniona.