którem stało się nieszczęście i wyjąc żałośnie, począł śnieg rozgrzebywać.
Wkrótce pod oskardami i łopatami zaczęła się ukazywać złamane drzewo, z którem wpadł w lawinę pan Lisiecki.
Wyczuł Wiernuś pod śniegiem swego ukochanego pana i łapami zesztywniałemi od mrozu i wysiłku pomagał coraz gorliwiej ratownikom.
Cóż za radość! cóż za szczęście!
Z pod śniegu ukazywać się poczęła ręka jedna, potem druga, wreszcie droga, ukochana głowa najlepszego z panów!
Pies nie wiedział, co robić z wielkiej radości!
Piszczał, skakał, fikał koziołki, twarz i ręce pana Lisieckiego obsypywał psiemi pocałunkami, wreszcie widząc, że nie porusza się, szarpać za ubranie począł.
Dzięki napojowi mocnemu z ziół i likieru, pan Lisiecki przyszedł do przytomności, i władzy w zlodowaciałych członkach.
Pierwsze wdzięczne spojrzenie skie-
Strona:Elwira Korotyńska - Wiernuś.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.