Strona:Elwira Korotyńska - Wiernuś.djvu/5

Ta strona została uwierzytelniona.
WIERNUŚ

Cienie nocy padły dawno na ziemię, cisza panowała wokoło, a księżyc swym bladym promieniem dotykał szczytu drzew, gdy szmer cichy dał znać o kimś, kto w noc głęboką i wietrzną wyjść w pole musiał.
Droga ku niezmierzonej przestrzeni biegła nędzna z sił opadająca psina.
Włos pokudłacony, krwawiące boki, wskazywały na długą męczącą drogę i okrutne prześladowania.
Od półtora roku odkąd żył na świecie pies ten, tak dziś nieszczęśliwy, miał swe posłanie i kąt ciepły i zawsze pożywienie i picie.
Słyszał tylko słowa dobre i pieszczotliwe i czuł miękką, głaszczącą go rękę...
Dziś jest opuszczony i samotny.
Dwór spalony, państwo uciekli, zapomniawszy go wziąć ze sobą, a może i wziąć nie chcieli, gdyż przeszkadzał by tylko...
Zawył żałośnie, widząc, że go zos-