Strona:Elwira Korotyńska - Wiernuś.djvu/9

Ta strona została uwierzytelniona.

I oto jesteś znów z nami!
Wiernuś nie wiedział, w którą stronę język obracać do lizania rąk swych przyjaciół, bo zewsząd otaczały go miłe, dobre twarze ludzi, których znał od urodzenia i którzy witali go teraz i głaskali naprzemiany.
Machnął więc najpierw językiem po twarzyczce Maryni, potem pokolei wszystkich obdarzał swą psią pieszczotą.
Wskoczył więc na ganek i z całej siły na zakończenie zaszczekał...
Zdarzyło się raz, że pani Lisieckiej doktór kazał pojechać w góry, aby nadwątlone przejściami zdrowie podkrzepić.
A że pan Lisiecki obawiał się puszczać żonę w tak daleką podróż, postanowił odwieźć ją i umieściwszy w jednym z pensjonatów powrócić na wieś.
Wiernuś był bardzdo niespokojny, widząc przygotowania do podróży.
— Czy aby go wezmą? — myślał.
A może znów go zostawią i opuszczą?
Oho! nie da się on teraz zostawić!
Nauczyło go doświadczenie...
Pan Lisiecki rozumiał swego psa,