ufała już ludziom, lecz postanowiła tu zakończyć swe życie.
Ale w godzinę potem, białe pulchne rączki uniosły ją ze schodków, a głosik nabrzmiały łezką wołał:
— Mamusiu! mamusiu! taki biedny koteczek, takie słabiutkie stworzenie. Ach! mamusiu! weźmy go, bo zamrze!
Czyżby więc dziewczynka, która ją podniosła z przed domu i dogadzała, mogła być tak bez serca, żeby odbierać jej dziecko, jej najdroższego Białaska. Nie! nawet jej koci rozum wie na tyle, że to stanowczo być nie może.
Pełna więc ufności zeskoczyła z okna, zaniechawszy ze swym synkiem ucieczki i ułożyła się niedaleko od Zosi bawiącej się z uratowanym ptaszkiem.
— Cóż się takiego stało? co zrobiła takiego Mruczysia, że ją tak Zosieńka strofuje? — pytała matka, wchodząc do pokoiku swej jedynaczki.
— Nie, mamusiu najdroższa, to było gorsze, stokroć gorsze od łakomstwa...
Widzi mamusieczka tego wróbelka?
Strona:Elwira Korotyńska - Wróbelek i kotka.djvu/15
Ta strona została uwierzytelniona.