sokich, na samych szczytach... Na niego najpierw spadną niebiosa, bo góry dotykają obłoków.
Trzeba go ostrzedz!...
I dziki gołąb popędził jak strzała ku niebotycznym Alpom.
— No, i jakżeż będzie? — spytał niecierpliwie lis-doradca.
Idziemy tą drogą czy krótszą?
Pałac królewski leży po drugiej stronie lasu, zanim zajdziemy, noc zapadnie. W nocy król z nami rozmawiać nie będzie, a przenocować w pałacu niepodobna, bo cztery ogromne brytany, spuszczane na noc z łańcucha, zagryzły by nas napewno.
Znam inną krótszą drogę...
— Godzimy się na wszystko, aby dojść szybko do króla i dziś jeszcze wracać do naszych dzieci.
— Droga ta, — mówił lis — jest pod ziemią. Jest to dla wygody królewskiego dworu zbudowany tunel, przez las prowadzący do pałacu.
Znam ten tunel, przekradałem się
Strona:Elwira Korotyńska - Wyprawa do królewskiego pałacu.djvu/14
Ta strona została uwierzytelniona.