Strona:Emil Dunikowski - Meksyk.djvu/9

Ta strona została przepisana.

Któżby n. p. przypuścił, że sznurowanie trzewików w gorących krajach powoduje wielkie zmęczenie; aby więc tego uniknąć, używa się trzewików nie z otworkami, ale z haczykami, za które chwyta rzemyczek. Że mniejszy pakunek mniej utrudnia drogę podróżnemu, to chyba łatwo zrozumiałe; bierze się więc niewiele, ale wszystko w najlepszym gatunku, ażeby mogło wytrzymać wszelkie przygody podróży.
W piękny więc lipcowy wieczór zgromadzamy się w halach pasażerskich Hapagu nad Łabą, skąd mały statek przewozowy odwozi nas na pokład „Księcia Bismarka“, stojącego w dokach na kotwicy obok magazynów poniżej Hamburga. Na małym statku zamieszanie i zgiełk, jak na targu małomiasteczkowym. Stosy kufrów i setki podróżnych tworzą zbitą masę. Każdy jednem okiem wita znajomych, drugiem spogląda na swoje kuferki bojąc się, żeby mu nie znikły, przytem okrzykom uciechy i uściskom rąk niema końca, albowiem znaczna część geologów europejskich wybrała właśnie „Księcia Bismarka“ do przejazdu na kongres geologiczny w Meksyku.
Płyniemy wśród wesołości i ożywionej rozmowy wzdłuż oświetlonych brzegów Hamburga, Altony i San Pauli, przewijając się z trudem pomiędzy licznymi wielkimi i małymi statkami, ożywiającymi zawsze tak pięknie port w Hamburgu.
Wkrótce wesołe tony muzyki uderzają o nasze uszy, a z cieniów nocnych wyłania się elektrycznie oświetlony kolos — nasz statek, który przez ocean światowy ma wieźć teraz Cezara i szczęście jego. W mgnieniu oka biegniemy po schodach i płaszczyznach pochyłych na pokład i, odszukawszy w labiryntach okrętu naszą kajutę, już znajdujemy tam nasze kufry, które zwinni stewardzi z pośpiechem roznoszą.
Zaczyna się inspekcya okrętu. Zaglądamy do salonów, do łazienek, biegamy po wszystkich pokładach, ciesząc się, że wszystko zasługuje na nasze zupełne uznanie.