Strona:Emil Pouvillon - Jep Bernadach.djvu/182

Ta strona została przepisana.

się aresztowaniu nauczyciela i... zacny człowiek czuł się w każdym razie, nieco wzruszonym. Mimo różnicy przekonań, długie przyzwyczajenie sprawiło, że przylgnął do swego nauczyciela religii, do kapelmistrza kościelnego chóru, znał jego gorliwość w spełnianiu obowiązków, drobiazgową uczciwość. Na nieszczęście ten wzorowy funkcyonaryusz, ten cnotliwy małżonek, był podejrzanym jako chrześcianin, był zbuntowanym obywatelem. Miał dobre obyczaje, ale złe zasady. Czyż było sprawiedliwem żałować go, rozczulać się nad jego losem, gdy widocznie ręka boża na nim spoczęła? Kara jego, to dobry przykład dla całej parafii. Nauczy to innych, że mają szanować religię i rząd. Sprawy w ten sposób wejdą w należyte karby. Każdy zajmie swoje miejsce, biedni na dole, bogaci na górze, a proboszcz ponad wszystkimi, jak wypada. Ta perspektywa, nie była obojętną proboszczowi Colomer. Po strasznych przejściach i trwogach dni ostatnich miło było oddychać swobodnie i w pokoju oddać się trudom swego urzędu. Wzywano go do chorego tego ranka, do rzeźnika, mieszkającego dosyć daleko, o dobrą godzinę drogi z Katlaru, więc proboszcz pokrzepił się po śniadaniu kieliszkiem anyżówki, ulubionym swym napojem, ze względu na przydługi spacer. Z pełnym żołądkiem i duszą pogodną miał właśnie udać się w drogę. Nagle uszu jego dobiegły krzyki rozpa-