Od czasu aresztowania Jepa, Aulari żyła w ciągłej męce. Tortury przechodziła codziennie, spotykając się twarzą w twarz z Galderykiem, łamiąc z nim chleb, siadając do jedzenia razem z tym potworem. Opowiadano rzeczy straszne o obchodzeniu się organów policyjnych ze spiskowcami uwięzionymi. Podobnie postępowano z tymi, za którymi odbywały się dopiero poszukiwania. Jednych pędzono z kryjówki do kryjówki, a potem otoczywszy, podkurzono w grocie skalnej, jak lisy, inni napół zabici poginęli z głodu i zimna w więzieniu, gdzie ich wtrącono i nie dość rychło odstawiono do Perpignan. A tych, których już osadzono w cytadeli nie lepszy los spotkał. Źle żywieni, brutalizowani przez dozorców, czekali rozkazu wsiadania na okręt, który ich miał zawieźć do Afryki, gdzie febra i upały zdziesiątkują ich na pewne. I nikt ich nie żałował. Nie śniło się nikomu współczuć z temi krwiożerczemi bestyami, z tymi, co chcieli dzielić ziemię pomiędzy siebie. Spotkało ich na co zasłużyli!
Słuchając tych wszystkich opowiadań, Aulari oblewała się śmiertelnym potem. Prosiła, błagała Bernadacha, by poczynił kroki, by prosił podprefekta o zmiłowanie. Daremnie. Przez małą chwilę, raz wy-
Strona:Emil Pouvillon - Jep Bernadach.djvu/205
Ta strona została przepisana.
XVII.
Aulari.