Ruina zupełna u dragona. Od czasu odejścia Jepa, majster nie mógł podołać nawet małej pracy, kuźnia gasła z dniem niemal każdym, aż drzwi jej się całkiem zamknęły. A nie było sposobu sprzedać. Ruina zupełna. Jedynem źródłem dla zaspokojenia koniecznych potrzeb było teraz pole i jego produkty. A i pole było hypotecznie obciążone. Smutny i mizerny byt: kapusta, kartofle... w sam raz tyle, by nie umrzeć z głodu. Niedługo zabrakło nawet chleba, bo piekarz nie chciał już dawać na kredyt. A skąd wziąć pieniędzy? Szafy były puste, znikła z nich bielizna i ubrania, sprzedane sztuka po sztuce. Pożyczyć? A od kogóż? Klęska widoczna starego Malhiberna spowodowała zerwanie stosunków ze sąsiadami i znajomymi, którzy usunęli się z obawy o swe kieszenie.
Filip des Ortes zapukał raz, czy dwa razy i nawet powracając z polowania wysypał na stół zawartość torby myśliwskiej ku wielkiej uciesze dragona, ale względy jego nie były bezinteresowne. Nędza Malhiberna i Bepy, nieobecność Jepa, dodawały mu otuchy i skłaniały do wznowienia usiłowań uwiedzenia dziewczyny. Ale dostał za swoje. Przy pierwszem odezwaniu się Bepa zamknęła mu usta, odsyłając go do wszystkich dyabłów. Nie po-
Strona:Emil Pouvillon - Jep Bernadach.djvu/216
Ta strona została przepisana.
XVIII.
Meble na sprzedaż.