Strona:Emil Pouvillon - Jep Bernadach.djvu/51

Ta strona została przepisana.

brali ochoty do śpiewu. Sabardeilh łączył w swej osobie także godność kierownika chóru kościelnego w parafii. Było to prawem obyczajowem, a pani Sabardeilh chętnie godziła się na połączone z tem dodatkowe wynagrodzenie. Więc uproszony przez przyjaciół, zaintonował pieśń Żyrondystów głosem chrypliwym i niskim, nadającym temu hymnowi rewolucyjnemu charakter majestatyczny i religijny.

Bracia, za najświętszą sprawę,
Gdy każdy z nas lać gotów krew...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Po pieśni Żyrondystów domagano się innej.
— Tyś podróżował po świecie Jep, powinieneś znać różne pieśni — odezwały się głosy.
Jep umiał na pamięć dużo pieśni. Nie mówiąc już o »Paryżance« i »Pieśni pożegnania«, któremi zawsze rozpoczynano posiedzenia klubu w Narbonie, słyszał i zapamiętał mniejwięcej dokładnie mnóstwo piosnek politycznych, cieszących się wielką sławą po kabaretach i kawiarniach, które z chwilą zamknięcia i rozwiązania klubów, stały się ogniskiem propagandy demokratycznej. Zwłaszcza porwała audytoryum »Pieśń o kaszkiecie żołnierskim«, rozpowszechniona po Francyi szeroko i daleko. Powtarzano chórem refren:

»A genoux devant la casquette.
A genoux devant l’ouvrier!«

— Dalej, Jep, dalej! — wołano.
Wreszcie, gdy Jep wyczerpał swój repertuar: