Strona:Emil Pouvillon - Jep Bernadach.djvu/93

Ta strona została przepisana.

i za spokój domowy zanosiła modły. Zbliżały się Święta Wielkanocne, gdyby Bóg raczył ją wysłuchać, ci zacietrzewieńcy pogodziliby się może, napomnieni przez proboszcza przy konfesyonale.
Tymczasem przed wielkiem praniem i pogodzeniem się, którego tak pragnęła matka, obaj bracia spotkali się jeszcze raz, a to przy procesyi we Wielki Czwartek.
Nieść tego dnia olbrzymi krzyż na czele procesyi, jestto zaszczyt nie byle komu dostępny, a przez wszystkich młodzieńców wiejskich pożądany. Bractwo czarnych penitentów, do którego prawie wszyscy mężczyźni należą, wyznacza kto go ma nieść. Galderyk, obrany roku zeszłego, liczył i w tym roku na wybór. Ale wybrano Jepa i ten fakt pogłębił jeszcze bardziej przepaść między nimi, a Galderyka usposobił wrogo do brata, który mu tyle już kazał połknąć wstydu. Proboszcz Colomer, by go pocieszyć, powierzył mu wielką popielnicę, jeden z pierwszorzędnych przyborów ceremonii.
O oznaczonej godzinie pochód sformował się w kościele wedle wskazówek zakrystyana Jojotte. Podniesiono ołtarzyki przenośne na drążkach. Lalki ubrane jaskrawo przedstawiały osobistości z Męki Pańskiej... za niemi ustawiły się pod własnymi sztandarami cechy i bractwa. Najskromniejsi figuranci narówni z koryfeuszami, przejęci byli swemi funkcyami i zachwyceni pięknością przedstawienia, jakie mieli odegrać wobec siebie samych. Była to