boleści, którzy mieli modlitwą wspomagać pracujących. Nic, ani bagna i moczary, ani bezdrożne lasy i rzeki nieprzebyte nie mogły powstrzymać pośpiechu tłumów, które pewnego dnia pojawiły się ze wszystkich stron na polach koło Chartres. I zaraz rozpoczęła się praca.
Podczas gdy chorzy wznosili modlitwy, zdolni do pracy ludzie rozbijali namioty. Cały kraj w milowej odległości dookoła został zamieniony w obóz. Na wozach zapłonęły świece, i kraina każdego wieczoru zamieniła się w firmament gwiaździsty na ziemi. Rzeczą nieprawdopodobną wydaje nam się jednak, chociaż potwierdzają to dokumenty z owej epoki, że te tłumy starców i dzieci, mężów i niewiast można było ująć w karby karności. A przecież należeli oni do różnych klas narodu, bo byli między nimi także rycerze i wysoko urodzone damy. Lecz miłość Boża była tak mocna, że zatarła wszelkie różnice stanów i klas. Szlachta i mieszczanie ujmowali te same nosze i pokornie spełniali zadanie zwierząt jucznych. Patrycjuszki pomagały dziewczętom wiejskim przygotowywać zaprawę murarską i gotować strawę. Wszyscy żyli ponad wszelkiemi przesądami ludzkiemi. Nikt nie chciał być niczem innem jak tylko pomocnikiem, maszyną, muskułem, ramieniem, wszyscy bez szemrania oddawali się pod rozkazy architektów, którzy opuścili klasztory, aby kierować budową.
Dusza tego tłumu znajdowała się w dziwnym stanie, bo każdy wielki czy mały, uważał uciążliwą i poniżającą robotę przy lasowaniu wapna, dźwiganiu i wleczeniu ciężarów za akt zaparcia się samego i pokuty, a nawet zaszczytu i nikt nie odważył się nawet dotknąć budulca Dziewicy, zanim się nie pojednał z nieprzyjacielem i nie wyspowiadał. Ci, którzy wzbraniali się wyznać grzechy, naprawić krzywdy, przystąpić do sakramentów, byli odpychani jako nieczyste istoty przez towarzyszy, a nawet przez własną rodzinę.
Strona:Emil Szramek - Jak dawniej budowano Katedry.djvu/10
Ta strona została uwierzytelniona.