Strona:Emil Szramek - Juliusz Ligoń.djvu/32

Ta strona została uwierzytelniona.

Wam w czym pomogłem, to teraz nie chcę spocząć, póki dla Was nie wyrobię stanowiska z majątkiem.” Bez pomocy tego szlachetnego lekarza nie byłby Ligoń przetrzymał procesu. Wiedział to sam najlepiej:

„Jeżeli ukończy się sprawa pomyślnie dla mnie, to Boska w tym będzie sprawa, że mi zesłał I. Wgo Drogiego Pana Dobrodzieja za opiekuna, gdyż sam nic bym z knapszaftem nie pokorał. Więc też w razie gdybym wygrał, byłbym może z tysiąca jeden, którego by to szczęście trafiło.” (3 X 82.) — „Panowie knapszaftowi umyślnie kręcą, żeby proces wlekł się jak najdłużej, by mnie głodem umorzyć. Lecz niech się dzieje wola Boska!“ — „Pan Bóg wie, że sprawiedliwie dopominam się pensji, On wie, że dla dobrej sprawy odbyto mnie z roboty — i widzi, jak przykre jest moje życie, że i dzisiaj nie ma co do ust włożyć a że pomyślnym zakończeniem procesu byłbym wybawiony z wszelkiego kłopotu. Lecz jeżeli będzie chciał, żebym i nadal cierpiał, zgadzam się z świętą wolą Jego. Oby tylko żonie mej udzielił cierpliwości, bo jej narzekania są mi najprzykrzejsze.” (7 XI 81.)

W tym samym roku (4 sierpnia 1881) pisze Ligoń, że żona jego już cztery niedziele nie była w kościele, bo nie ma trzewików, a gdy rok później syn Rudolf potrzebował nowe ubranie, mógł go tylko pocieszyć, że skoro proces wygra, to mu sprawi, bo teraz sam ma jeden tylko ubiór a do życia tyle, co wróbel. (6 maja 1882.)