syć długu, bo samemu bratu za komorne był winien blisko sto talarów, ale przecież coś zostanie do kasy oszczędności, toć już teraz z żoną wyżyje!
Zbywać mu nigdy nie zbywało; nawet ulubionego „Gońca Wielkopolskiego” nie zaabonował na poczcie, gdy Rzepecki przestał mu go przysyłać za darmo. Wtedy i on przestał pisywać do gazet za darmo, choć się tenże Rzepecki jako też ks. Przyniczyński upominali o korespondencje, pytając (1887), czy mu to czernidło zamarzło lub wyschło. Jeszcze roku 1887 żona Ligonia prowadziła handelek z mlekiem, a on sam agenturę czasopism, mając odbiorców na 25 „Katolików”, 7 „Opiekunów Katolickich”, 2 „Światła” i 7 „Wolnych Chwil”.
Niestety płuca miał już chore. Słusznie pisał syn Jan po śmierci jego w „Gońcu Wielkopolskim” (1889, nr 268): „Nieprzyjaciele polskości i wiary świętej, spisknąwszy się, pragnęli go zmusić do zaniechania swej pracy... dziś uchylić muszą czoła z rumieńcem na twarzy, że nie zwalczyli go duchem, choć materialnie im się udało złamać tego, który w tak biednej i małej postaci, lecz jak tęgi szermierz piórem i czynem występował do walki z nimi za dobrą sprawę.”
Strona:Emil Szramek - Juliusz Ligoń.djvu/36
Ta strona została uwierzytelniona.