I rzeczywiście, nie było pomocy. Juliusz miał już tylko trochę płuc; zniszczone były kurzem hutniczym, którego się był nałykał dosyć. W ostatnich dniach cierpiał jeszcze okropnie, za to zgon miał bardzo lekki. Z wielką pobożnością przyjął trzy dni przedtem Sakramenta święte i potem już modlił się bez ustanku aż do ostatniej chwili. Zasnął w Bogu w niedzielę, dnia 17 listopada 1889 r. o godz. ½6 wieczorem.
Pogrzeb był w następną środę. Uczestniczyło w nim z 300 osób, pomiędzy tym deputacje różnych towarzystw i gazet. Na cmentarzu ks. Łukaszczyk, o którym ks. Radziejewski wyraził się kiedyś, iż namiętność szczepowa mimowoli nim kierowała, podnosił zasługi nieboszczyka, chwaląc go jako wzór katolika, Górnoślązaka, męża i ojca. Na grobie złożono wieńce od „Katolika”, „Nowin Raciborskich” i „Gwiazdy Piekarskiej”. Na jednym z wieńców widniał napis: