tylko, co już wie. — Miał rzadki dar wymowy i słynął jako kaznodzieja. Głos miał mile płynący, dźwięczny, wyraźny, który każdemu do serca przemawiał. Nie gromił słuchaczy jak ks. Michalski z Lipin, „młot na chachary, na kocendry, przezmuty, na ludzi bez wiary“, lecz miłością podbijał. Aczkolwiek rzadko kiedy miał czas do szczegółowego przygotowania, mówił zawsze tak treściwie, zajmująco i ciekawie, że nieraz proszono go o spisanie swych nauk i kazań. Niestety czas mu nigdy na to nie pozwalał; tylko cztery zeszyty kazań pozostały po nim. Albowiem jego gorliwości nie wystarczała praca w Bytomiu. Często jeździł z kazaniem na odpusty w parafjach sąsiednich, np. do Piekar lub do Kamienia, albo występował jako kaznodzieja kalwaryjski na Górze św. Anny, gdzie
Drogi, górki, góry nie trawą zielone,
Lecz tłumów nieprzejrzanych barwą upięknione
Aż do łez rozrzewniają przecudnym widokiem.
(Góra Chełmska str. 107).
Tam parafjan swoich z Bytomia tak troskliwą otaczał opieką, że ludzie się dziwowali, mówiąc: „Cóż też to za księdza macie! Dyć matka o swe małe dziecko więcej starości mieć nie może, niż ten ksiądz o was“. Kazań jego wszyscy pątnicy chętnie słuchali a gdy się przy której kaplicy na ambonie ukazał, zewsząd się garnęli wzajemnie się nawołując: „tu będzie miał bytomski!“ albo: „chodźcie, to ks. Bonczyk!“