szę i śpiewany na melodję „O Marya, moja radość“ wychwalał jubilata, „co w każdym względzie walny“ i wciąż powtarzał: „Bądź pozdrowiony — Pasterzu wierny, — Pasterzu ukochany! — Niechaj brzmi sława, — Dzięki, cześć chwała, — Za wszystkie Twoje czyny“.
Niestety nie spełniły się życzenia parafjan, żeby ich proboszcz uwielbiony dożył złotego jubileuszu kapłaństwa. Już w szóstym roku po srebrnym zakończył swój żywot świątobliwy. Właśnie gotowano się w Bytomiu do uroczystego obchodu 50-letniego jubileuszu biskupich rządów Ojca św. Leona XIII, na którym ks. Bonczyk miał jako mówca wystąpić, gdy się tenże (dnia 24 stycznia 1893) przy pogrzebie zaziębił i zachorował na zapalenie płuc. Zdawało się, że przezwycięży chorobę i w tej nadzieji czyniono w dalszym ciągu przygotowania na jubileusz Leonowy, aż w sobotę, dnia 18 lutego (1893) lotem błyskawicy gruchnęła wieść po parafji, że rano o godzinie pół do dziesiątej umarł ks. Bonczyk. Zamiast na jubileusz papieża Bytomianie gotować się musieli na pogrzeb proboszcza kochanego. Ks. Bonczyk umarł kilkakrotnie opatrzony św. Sakramentami w 56 roku życia.
W wspomnieniu pośmiertnem ks. dziekan Hofrichter na hucie Goduli sławił nieboszczyka jako „niestrudzonego pracownika, miłego współbrata, wielce szacownego kapłana, wierne, szlachetne serce“ a śmierć jego nazywał „nadzwyczaj bolesną stratą“ dla dekanatu bytomskiego.
Strona:Emil Szramek - Ks. Norbert Bonczyk.djvu/45
Ta strona została uwierzytelniona.