Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/107

Ta strona została przepisana.

była komórka na króliki. Służyła też za skład narzędzi i miała otwór w dachu, którędy wyciągano króliki za uszy gdy przyszło wielkie święto i chciano się uraczyć pieczenią na obiad. Uderzyła godzina pierwsza. Była to pora picia kawy i ani żywej duszy widać nie było w drzwiach ni w oknach. Tylko jakiś robotnik korzystając w chwili wolnej kopał w swoim ogrodzie. Gdy Maheude znalazła się przed domem sąsiadki ujrzała ze zdziwieniem jakiegoś pana i dwie damy w pobliżu kościoła. Stanęła na chwilę i poznała ich. Była to pani Hennebeau pokazująca kolonię robotniczą swym gościom, panu z orderem i damie w futrzanym płaszczu.
— O, i pocóż się było fatygować! — zawołała Pierronka gdy Maheude oddała jej kawę. — To przecież nie jest pilne!
Miała lat dwadzieścia ośm, ciemne włosy, niskie czoło, wielkie oczy i wąskie usta. Uchodziła za piękność w całej kolonii. Była zalotna, czysta jak kotka i miała piękny biust ponieważ była bezdzietna. Matka jej, stara Brule wdowa po hajerze, który zginął, kazała córce pracować w kopalni i przysiądz, że nie wyjdzie nigdy za górnika. Toteż nie posiadała się ze złości gdy dziewczyna wyszła za Pierrona, który nietylko był górnikiem, ale do tego wdowcem mającym ośmioletnią córkę. Jednak małżeństwo żyło w zgodzie i szczęśliwie mimo plotek o usłużności męża i kochankach żony. Nie mieli długów jadali dwa razy w tygodniu mięso, a dom był tak porządnie utrzymany, że przeglądać się moża było jak w lustrze w każdym rondlu. W dodatku ciesząca się protekcyą dyrekcyi pani Pierron uzyskała pozwolenie na sprzedaż cukierków i ciastek. Ustawiła je w oknie w szklanych słojach i sprzedawała za sześć do siedm sous dziennie, w niedzielę osięgając nieraz nawet dwanaście sous. Szczęście mąciły tylko dwie okoliczności, wybuchy gniewu matki Brule, która nie przestawała się odgrażać, że musi śmierć męża pomścić na pracodawcach, oraz mała Lidya, która za żywe usposobienie całej rodziny pokutować musiała odbierając co dnia obficie policzki.