opału i podarków. Ale tam tylko z wierzchu porządnie, zato gdzieindziej wcale nie. Przez cały czas wizyty dostojnych gości kobiety klepały na ten temat.
— Wychodzą, wychodzą! — zawołała Levaque. — Idą w tę stronę... Popatrzno moja droga, zdaje mi się, że zmierzają do ciebie.
Maheude przeraziła się. Czy też Alzira starła ze stołu? I zupa nie gotowa. Bąknęła „do widzenia“ i pobiegła jak strzała prosto ku domowi nie oglądając się za siebie.
Wszystko było w porządku. Alzira z zapałem gotowała zupę zawiązawszy u pasa ścierkę. Wzięła się do tego widząc, że matka nie wraca. Znalazła w ogrodzie trochę czosnku, narwała szczawiu i właśnie czyściła zieleninę, a na ogniu wrzała w wielkim garnku woda na kąpiel dla wracających o trzeciej z kopalni. Henryś i Lenora dziwnym trafem nie bili się, w zupełnej zgodzie drąc na kawałki stary kalendarz gdzieś znaleziony, a dziadek w milczeniu palił fajkę.
Ledwo Maheude odsapnęła, rozległo się pukanie do drzwi.
— Pozwoli pani, pani Maheu... nieprawdaż? Tłusta, ociężała już nieco, czterdziestoletnia pani Hennebeau zmuszała się do przyjaznego uśmiechu i starała się ukryć obawę, że powala sobie bronzową, jedwabną suknię i czarny, aksamitny płaszczyk.
— Proszę, wejdźcie państwo, — mówiła do przybyłych — nie przeszkadzamy w niczem jak widzicie sami... No i cóż? Jakże wam się wydaje, prawda, że i tutaj czysto? A ta zacna kobieta ma siedmioro dzieci. Wszystkie mieszkania naszych robotników tak wyglądają... Wspominałam państwu już, że Spółka liczy im sześć franków miesięcznie za pomieszkanie składające się z wielkiego pokoju na dole, dwu pokojów na piętrze, piwnicy i ogrodu.
Pan z orderem i dama w futrzanym płaszczu przybyli rannym pociągiem z Paryża mieli trochę zakłopotane twarze i zdziwienie malowało się w ich szeroko otwartych oczach.
Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/113
Ta strona została przepisana.