— A tam!
— Gdzie... tam?... Słuchaj, musisz mi na wieczór postarać się o trochę zimowj sałaty. Rozumiesz? Spróbuj tylko nie przynieść, to już ja się z tobą rozmówię.
— Dobrze, dobrze!
Jeanlin poszedł z rękami w kieszeniach powłócząc sabotami. Był to chudy, nikły chłopak. Przyszedł na świat przedwcześnie, nierozwinięty był, a słabe kości uległy już zawodowemu zdeformowaniu. Idąc chwiał się w biodrach jak stary spracowany górnik. Niedługo potem zjawił się Zacharyasz. Był staranniej ubrany, miał na sobie kaftan wełniany czarny w siwe paski. Ojciec upominał go, by nie wrócił późno. Skinął tylko głową i poszedł milcząc w fajką w zębach.
Beczkę napełniono świeżą letnią wodą. Maheu powoli zdjął bluzę. Na jego skinienie wyprowadziła żona Lenorę i Henrysia na pole, bo ojciec nie lubił myć się przy nich jak to czyniła większość jego kolegów. Nie przyganiał tego nikomu, mówiąc tylko, że dzieci jedynie kąpią się razem.
— Cóż robisz tam na górze? — spytała Maheude córki podnosząc głos.
— Naprawiam sobie suknię, bom ją wczoraj rozdarła — odpowiedziała Katarzyna.
— Dobrze, dobrze, nie schodź tylko na dół, ojciec się kąpie.
Maheu został sam z żoną. Maheude położyła Stelkę na krześle, a mała jakoś tymrazem była cicho. Leżała blisko ognia i zadowolona patrzyła na rodziców wielkiemi bezrozumnemi oczyma. Ojciec rozebrał się do naga przykucnął przy wannie, zanurzył naprzód w wodzie głowę i natarł ją czarnem, ostrem mydłem, którego używanie bezustanne przez wiek mogło wreszcie wybielić i odbarwić włosy całych pokoleń. Potem wszedł do wody, zamaczał piersi, brzuch i ramiona nacierając je kolejno mydłem. Żona stała opodal i przyglądała mu się.
— Słuchaj teraz — zaczęła — widziałam twe zdziwienie gdyś wrócił. Pewnie dręczyła cię troska o dom....
Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/121
Ta strona została przepisana.