Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/129

Ta strona została przepisana.

Zapierał się, bił w piersi, dawał słowo honoru. Wreszcie wzruszył na wszystko to ramionami i rzekł z ciężkiem westchnieniem.
— Chodź więc z nami. Przekonasz się, że tam wesoło. I cóżbym robił ze śpiewaczkami... no pójdziesz?
— A dziecko? — odparła — Czyż można brać dziecko, ciągle wrzeszczące? Puść mnie już, czuję, że tam w domu znowu piekło.
Powstrzymywał ją i prosił usilnie, by zważyła, że obiecał Mouquetowi i musiałby się go wstydzić teraz. Mężczyzna nie może przecież kłaść się codziennie spać razem z kurami. Przekonana nareszcie rozpięła kaftanik, paznokciem rozerwała nitkę szwu na podszewce i ze schowku wyjęła monety półfrankowe. Z obawy przed matką chowała w ten sposób zarobione za pracę poza godzinami pieniądze.
— Patrz, mam wszystkiego pięć, ale dam ci trzy, tylko musisz mi przysiądz, że nakłonisz matkę, by się zgodziła na nasz ślub. Mam już dosyć tego małżeńskiego pożycia pod gołem niebem! A przytem wymawia mi moja matka każdy kawałek chleba, który do ust biorę. No, przysięgaj!
Mówiła apatycznie, beznamiętnie, znużona życiem jakie dotąd wiodła. Zacharyasz zaklinał się, że to rzecz przyrzeczona, a więc święta. Potem gdy dostał trzy półfrankówki całował dziewczynę, łaskotał ją, pobudzał do śmiechu i byłby niezawodnie położył ją na ziemi w parowie służącym im już tyle razy za łoże małżeńskie, gdyby nie to, że wyraźnie mu kilkakrotnie powtórzyła, iż jej to nie sprawia żadnej przyjemności. Filomena wróciła sama do kolonii robotniczej, a Zacharyasz poszedł drogą przez pola ku Montsou.
Stefan nie zdając sobie z tego sprawy szedł za obojgiem w pewnej odległości, myśląc, że jestto zwykła schadzka miłosna. Dziewczęta z kopalni, mimo, że dojrzewały późno oddawały się kochankom swym bardzo prędko. Stefan przypomniał sobie tłum małoletnich rozpustnic czekających pod fabrykami w Lille. Udziałem ich