strzeni dawnej kopalni utrzymywano w możliwym stanie sam jeno szacht, a to w tym celu, by służył za wentylator dla sąsiedniej w Voreux.
Mouque żył i starzał się tu, a w koło niego kwitła miłość. Mouqutte ledwo skończyła jedenaście lat uprawiać ją też poczęła z wielkim zamiłowaniem i zapałem zdumiewającym. Ale nie była ona już wówczas słabowitą trwożną dziewczyną jak Lidya, rozrosła się bardzo prędko i stanowiła od pierwszej chwili ponętny kąsek dla wąsatych, podrosłych chłopców. Ojciec nie miał nic przeciw temu, zwłaszcza, że Mouquette okazywała mu należny szacunek i nie wprowadzała nigdy do domu swych przygodnych kochanków. Zresztą nawykł do takiego stanu rzeczy. Ile razy szedł do Voreux, lub stamtąd wracał, to znaczy ilekroć wychodził ze swej nory, musiał uważać, by nie nadeptać na jakąś parkę leżącą w trawie. Jeszcze gorzej było gdy szedł po drzewo do kuchni, lub kapustę dla królików na drugi koniec placu. Wówczas z trawy jedna po drugiej podnosiły się głowy wszystkich dziewcząt z Montsou, a stary bardzo uważać musiał, by nie potknąć się o jakąś nogę leżącą w poprzek ścieżki. Zwolna i Mouque i dziewczęta nawykli wzajem do tych spotkań. Stary uważał już tylko, by nie upaść i oddalał się cichym dyskretnym krokiem jako człowiek doświadczony i pobłażliwy, dziewczęta zaś nie zadawały sobie nawet trudu przerywania zabawy na jego widok. Ale poznał w ten sposób wszystkie i one go poznały i były mu wdzięczne, że nie zwraca na nie więcej uwagi jak na sroki używające życia wśród gałęzi rozłożystych grusz po ogrodach. O ta młodość, jak ona umie się urządzać i korzystać z czasu? Tylko czasem, zwłaszcza wieczór podnosił głowę i nadsłuchiwał ze współczuciem gdy któraś z rozkochanych dziewcząt zbyt głośno sapała i dyszała w zaroślach. Jedno go tylko gniewało. Oto jakaś para miała brzydkie przyzwyczajenie romansowania w sposób odmienny od innych i to pod murem jego domu. Nie przeszkadzało mu to zgoła do spania, tylko mur był bardzo lichy, a trącali weń silnie, tak że za każdym razem trząsł się od podstaw. Mogło to kiedy jeszcze spowodować katastrofę.
Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/133
Ta strona została przepisana.