Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/135

Ta strona została przepisana.

Kochankowie szli od Montsou, dziewczyna, była widocznie jeszcze dziewicą, gdyż gorącym szeptem tłumaczyła coś i opierała się mężczyźnie, który ją ciągnął pod starą szopę, gdzie na ziemi leżała kupa zbutwiałych lin. Była to Katarzyna z Chavalem. Ale Stefan ich nie poznał i mimowoli ogarnięty zmysłowością począł śledzić jak się to skończy. I pocóż było ratować dziewczynę, poco przeszkadzać, wszak często dziewczęta mówią... nie, właśnie gdy mają największą ochotę.
Katarzyna wyszedłszy z domu poszła gościńcem ku Montsou.
Od dziesiątego roku życia, to jest od chwili gdy poczęła pracować w kopalni zażywała nieograniczonej swobody, chodziła sama wszędzie, jak zresztą wszystkie dziewczęta w jej wieku, a nie oddała się dotąd żadnemu mężczyźnie jedynie dlatego, że była nikła, płciowo nie dojrzała przeto żaden nie uczuł do niej pociągu. Doszedłszy do stolarń Kompanii przeszła drogę i wstąpiła do pewnej praczki, pewna, że tam zastanie Mouquette, gdyż w domu tej praczki był rodzaj kasyna, gdzie od rana do wieczora różne kumoszki fundowały sobie wzajem kawę i robiły plotki. Ale spotkało ją rozczarowanie. Kolej fundowania przyszła właśnie na Mouquette i dziewczyna tak się wyszastała, że obiecanych dziesięciu sous nie mogła pożyczyć Katarzynie. Daremnie starała się ją pocieszyć traktując szklanką gorącej kawy, a Katarzyna sama nie chciała, by Mouwuette zadłużyła się u innych dla niej.
Szybko tedy wyszła i zwróciła się ku domowi. Właśnie gdy mijała ostanie domy Montsou pod gospodą Piquetta spotkała Chavala.
— Hej, gdzież to tak biegniesz? — spytał.
Wydał jej się wstrętnym, zwłaszcza dziś, gdyż nie miała ochoty z nim rozmawiać.
— Wstąp na kieliszek słodkiej... na jeden kieliszek tylko!
Odmówiła. Poczyna się ściemniać, czekają na nią w domu. Zbliżył się i stojąc na środku drogi począł ją namawiać półgłosem. Od dawna już chciał ją skłonić, by