Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/154

Ta strona została przepisana.

kiedy kobiety zapraszały się wzajem wysuszając do kropli swe dzbanki z kawą.
Maheu przypuszczając; że zostanie Levaqua u Rasseneura, poszedł tam i rzeczywiście, Levague grał ze znajomymi w kręgle w ogródku poza domem. Dziadek Bonnemort i Mougue nie brali udziału w grze, stali jeno przypatrując się i tak byli zatopieni w kontemplacyi, że zapomnieli nawet trącać się łokciami. Pionowo padające promienie słońca paliły strasznie, a w całym ogródku był tylko jeden wąski pas cienia. Był tu i Stefan. Siedział przy stoliku trzymając kufel piwa za ucho i popijał zły na Souvarina, że go opuścił i zamknął się w swej izdebce. Souvarine korzystał z każdego święta, szedł do siebie, czytał i pisał listy.
— Zagramy obaj może? — spytał Mahaua Levaque. Odmówił. Za gorąco, i pić mu się chce ogromnie.
— Rasseneur! — zawołał Stefan. — Przynieś-no kufel! — A zwracając się do ojca Maheu dodał: — Ja dziś funduję, mój stary!
Byli z sobą teraz na ty a ty, Rasseneur nie bardzo się spieszył. Trzeba go było wołać trzy razy nim wreszcie przyniósł ciepłe, mętne piwo. Stefan żalić się począł na niego. Zwłaszcza piwo i zupy djabła były warte. Byłby już dawno wyniósł się, odstręczało go jeno to, że będzie musiał iść kawał drogi do Voreux. Ale zamierza w najbliższym czasie ulokować się przy jakiejś rodzinie.
— O, niezawodnie! — zamruczał Maheu. Przy rodzinie byłoby ci dużo lepiej.
Przerwał im wrzask. Levaque zwalił dziewięć kręgli. Wszyscy mu winszowali, tylko Bonnemort i Mougue milcząco wyrażali swe uznanie. A inni dowcipkowali zwłaszcza wówczas, gdy ponad parkanem zjawiło się wesołe oblicze Mouguette. Zwabiły ją tu wrzaski i śmiech, a już od godziny wałęsała się wokoło gospody.
— Jakto, jesteś sama? — spytał Levaque — a gdzież twoi kochankowie?
— Rzuciłam wszystkich, szukam teraz jednego na stałe — odparła wesoło.