Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/175

Ta strona została przepisana.

— Boże miłosierny! trzeba będzie pomrzeć z głodu gdy tak dalej pójdzie!
— To prawda, — odparła Maheu — umarłemu jeść się nie chce.
Wbił jeszcze parę gwoździ w podeszew, wreszcie wstał i wyszedł. Kolonia miała wypłatę dopiero około czwartej, więc górnikom się nie spieszyło. Przystawali rozmawiali, lub wlekli się powoli, a za nimi szły żony upominając, by zaraz po wypłacie wrócili do domu. Niektóre dawały różne zlecenia w tym celu, by mężowie nie mieli czasu iść do szynku.
U Rasseneura dowiedział się Stefan coś nowego. Coraz bardziej niezadowolona ze stemplowania, dyrekcya gnębiła górników karami, konflikt wisiał na włosku, zwłaszcza że owo stemplowanie, było jeno widocznie powodem i poza którym kryło się o wiele więcej przyczyn.
Właśnie gdy Stefan wszedł, jeden hajer wracający z wypłaty opowiadał, że nad okienkiem kasyera przybito ogłoszenie. Co to było, nie wiedział. Każdy z nowo przybywających przynosił inne wieści Pewnem było jeno, że Kompania z czemś nowem wystąpiła.
— I cóż ty na to? — spytał Stefan Souvarina, siedzącego przy stole, na którym leżała jeno paczka tytoniu.
— Było to do przewidzenia, chcą nas doprowadzić do ostateczności.
Dla niego sytuacya była całkiem jasna, mówił spokojnie, objaśniając, że Kompania wobec kryzysu przemysłowego musi zredukować koszta produkcyi, by nie upaść. Naturalnie na głodomorach się to odbije, pod jakimkolwiek pozorom obetnę im płace. Od dwu miesięcy gromadzą się zapasy węgla, gdyż w wielu fabrykach robota spoczywa, Kompania nie chce zastanowić ruchu, z obawy kosztów spowodowanych tą nieczynnością, więc idzie drogą pośrednią, może chce nawet wywołać strejk, z którego robotnicy wyszliby pobici, to jest z obniżonemi jeszcze płacami. Wreszcie być może, że Kompanię niepokoi kasa wsparć, jako pogróżka na przyszłość, prze