trów oberwało się sklepienie. Szkoda była nieznaczna, ale wszystkim biły przyspieszonem tętnem serca, gdyż z pod gruzu dolatywało śmiertelne charczenie człowieka.
Bebert opuścił swój pociąg, nadbiegł i zawołał.
— Jeanlin jest pod gruzem, Jeanlin!
W tej chwili zjawił się Maheu ze Stefanem i Zacharyaszem. W rospaczy klął jeno.
— Psiakrew! Psiakrew! Psiakrew!
Katarzyna, Mouquette i Lidya, przybiegły także i zaczęły płakać i głośno krzyczeć ze strachu, co zwiększało jeszcze zamieszanie. Starano się je uspokoić, ale za każdem razem gdy posłyszały charczenie konającego wybuchły na nowo.
Richehomme nadbiegł zrospaczony, że właśnie nikogo nie było w kopalni, ani Dansaerta, ani Negrela. Przyłożył ucho do gruzu i oświadczył, że jest to głos dorosłego mężczyzny, a nie dziecka. Maheu wołał Jeanlina bezustanku, ale nie było odpowiedzi. Pewnie chłopak zginął.
Ciągle rozlegało się miarowo charczenie. Wołano na umierającego, by podał swe nazwisko. Odpowiadało ciągle charczenie.
— Dalej, dalej! — wołał Richehomme sposobiąc wszystko do ratunku. — Na gadanie będzie czas potem.
Z dwu stron górnicy uzbrojeni w pikle i łopaty rzucili się na gruzy. Chaval bez słowa pracował obok Maheua, Stefana i Zacharyasza, usuwał wraz z innymi ziemię. Nadszedł czas wyjazdu, ale mimo, że zgłodniali nikt nie biegł na obiad, i nie opuścił towarzyszów. Przyszło tylko wszystkim na myśl, że w domu niepokoić się będą widząc, że nikt nie wraca. Postanowiono tedy wyprawić dziewczęta. Ale ani Katarzyna, ani Mouquette ani Lidya nie chciały iść, więc poselstwa podjął się Levaque. Miał powiedzieć, że naprawiają nieznaczne uszkodzenie. Około czwartej wykonano pracę całego dnia i połowę gruzu usunięto. Ale jak nazłość poczęły spadać nowe bryły. Maheu pracował z wściekłością odpychając dziko tych, którzy chcieli go zluzować na chwilę.
Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/188
Ta strona została przepisana.