Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/196

Ta strona została przepisana.

na żarty w Mirou, w Crevecoeur, w Madeleine stawili się do pracy jeno stajenni, w najkarniejszych kopalniach jak Victoire i Feutry Cantel zjechała ledwie trzecia część górników. Jedna jeno St. Thomas nie była objęta strejkiem i miała komplet sił roboczych.
Do dziewiątej dyrektor dyktował depesze. Telegrafował na wszystkie strony, do prefekta w Lille, do rady nadzorczej Kompanii, do władz z doniesieniem i prośbą o wskazówki. Wreszcie wysłał Negrela do sąsiedniej kopalni, by uzyskać pewne wiadomości.
Nagle przypomniał sobie o dzisiejszem śniadaniu i chciał posłać lokaja do Gregoirów, by ich przeprosić i odłożyć zaproszenie na inny dzień, ale nagle człowieka tego, który przed chwilą sposobił się energicznie do walki, ogarnęło wahanie. Poszedł na górę do żony, którą fryzowała właśnie garderobiana.
— Strejkują? — rzekła spokojnie. — No to niech sobie strejkują. Cóż nas to obchodzi. Przecież z tego powodu nie możemy przestać jadać?
Nie ustąpiła, chociaż tłumaczył, że śniadanie nie odbędzie się spokojnie, a zwiedzenie kopalni jest wykluczone. Znalazła argumenty na wszystko. I na cóż niszczyć śniadanie już niemal gotowe? Zwiedzenie kopalni odłożyć co prawda można, jeśli nie jest to dzisiaj możliwem.
— Zresztą — ciągnęła dalej, gdy garderobiana wyszła — wiesz czemu chcę przyjąć tych ludzi. Małżeństwo to powinnoby bardziej cię interesować jak wybryki robotników. Przytem, chcę tego, proszę mi się nie opierać...
Spojrzała nań. Zadrżał na całem ciele, a rysy twarzy tego zamkniętego w sobie, żelaznego człowieka wyrażały teraz ból i rospacz.
Siedziała z odkrytemi ramionami, ponętna choć nieco przejrzała, a mąż uczuł na chwilę gwałtowną chęć pochwycenia jej w ramiona, złożenia głowy na piersiach tej zmysłowej kobiety. W pokoju panowała wysoka temperatura przesycona drażniącym zapachem piżma. Ale powstrzy-