Przerwał jej śmiech chóralny. Wszystkim prócz pana Hennebeau wydało się to komicznem.
— Pst! — szepnął zaniepokojony, wskazując na okna. — Lepiej, by ci ludzie nie wiedzieli, że mamy u siebie gości.
— No, no, jednak widzę tu kawałeczek kiełbasy, którego oni nie dostaną.
Zaśmiano się znowu ale dużo ciszej. Goście czuli się doskonale w tej sali pokrytej holenderskiemi tapetami zastawionej staremi doborowymi meblami. Srebra połyskiwały poprzez szklanne tafle kredensu, a nad stołem zwisała miedziana lampa, w której bani polerowanej odbijały się kwiaty zdobiące stół. Na dworze wiał zimny, północny wiatr, tu jednak nie dochodził jego powiew, gorąco było jak w cieplarni i pachniały ananasy pokrajane w plasterki leżące na kryształowej misie.
— Czy można spuścić firanki? — spytał Paweł, chcąc napędzić strachu Gregoirom.
Pomagająca lokajowi pokojówka wzięła to za rozkaz i zasłoniła okna. Dało to hasło do nieustannych żartów, poczęto z nadzwyczajną ostrożnością brać do rąk i stawiać szklanki, noże, widelce, a każdą nową potrawę witano jakby coś cennego co uszło grabieży w złupionem mieście. Ale na dnie tej sztucznej wesołości leżał głuchy niepokój, co się przejawiało ukradkowemi spojrzeniami rzucanemi do okna, jakgdyby przez nie zaglądał tłum zgłodniałych.
Po jajach z truflami podano pstrągi rzeczne, a rozmowa zeszła na kryzys przemysłowy, która zaostrzał się ciągle od ośmnastu miesięcy.
— Musiało dojść do tego — mówił Deneulin. — Zbył nagły rozkwit ostatnich lat jest przyczyną katastrofy. Pomyśl pan tylko jak olbrzymie kapitały utopiono w kolejach, portach, kanałach i wszystkich innych szalonych spekulacyach. W naszych stronach naprzykład założono tyle cukrowni, że nie wystarczałby i trzechkrotny zbiór roczny buraków. I dlatego pieniądz djabelnie podrożał. Czekać trzeba aż miliardy włożone w grynderstwa poczną
Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/202
Ta strona została przepisana.