Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/203

Ta strona została przepisana.

dawać procent. Stąd śmiertelna stagnacya i zastój w interesach.
Pan Hennebeau zwalczał tę teoryę i twierdził, że lata pomyślności przewróciły robotnikom w głowach.
— To strach pomyśleć, — zawołał — że robotnicy w naszych kopalniach zarabiać mogli po sześć franków dziennie to jest dwa razy tyle co biorą teraz. Naturalnie nabrali złych nawyczek i rozumiem doskonale, że trudno im wrócić do dawniejszego prostego życia.
— Panie Gregoire — ozwała się przerywając pani domu — proszę niech pan weźmie jeszcze pstrąga. Myślę, że złe nie są... prawda?
A dyrektor ciągnął dalej:
— Nie naszą to zatem winą. Kryzys zawziął się na nas. Z najwyższym jeno wysiłkiem możemy się pozbyć zapasów od czasu jak fabryki poczęły padać jedna po drugiej. Więc naturalnie w miarę zmniejszania się popytu musimy ograniczać nasze koszta produkcyi. A właśnie tego robotnicy w żaden sposób pojąć nie chcą.
Nastała cisza. Lokaj obnosił smażone kuropatwy, a pokojowa nalewała Chambertina.
— W Indyach grasowała klęska głodu — począł jakby do siebie, półgłosem Deneulin. — Ameryka cofając zamówienia na stal zadały straszny cios naszym hutom. Wszystko wiąże się z sobą wzajem, kataklizm na drugiej półkuli wstrząsa nami i całym światem... I pomyśleć, że cesarstwo tak dumne było z tego nagłego rozkwitu!
Wziął się do kuropatwy. Po chwili ciągnął dalej.
— Najgorszem jest to, że chcąc zniżyć koszta produkcyi, konsekwentnie należałoby produkować więcej. Tak byłoby rozsądnie. Inaczej cała oszczędność spada na płace robotnicze i robotnik ma słuszność twierdząc, że z jego kieszeni płacimy za całą zabawę.
Ta uwaga, która mu się ze szczerego serca wymknęła wywołała dyskusyę. Damy nudzić się poczynały. Zresztą każdy wołałby był zająć się swym talerzem. Służący zjawił się w pokoju z miną jakby chciał coś mówić, zawahał się jednak.