Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/212

Ta strona została przepisana.

jeszcze z pięć minut w ciągu których wzrastało ciągle pomieszanie delegatów.
Wreszcie wszedł pan Hennebeau, w zapiętym po wojskowemu surducie z wstążeczką orderową w butonierce. Przemówił pierwszy.
— A, przyszliście? Słyszałem, że zaczynacie rewolucyę... co?
Urwał i z zimą grzecznością wskazując fotele rzekł:
— Siadajcież, właśnie chciałem z wami pomówić.
Górnicy obejrzeli kosztowne fotele. Kilku usiadło, inni przerażeni widokiem obić jedwabnych pokrytych haftem woleli stać.
Zapanowała cisza. Pan Hennebeau zanurzył się w fotel pod kominkiem stojący, szybko przeliczył górników, starając sobie przytem zapamiętać ich twarze. Poznał naprzód Pierrona kulącego się z tyłu, a potem zawisł wzrokiem na twarzy Stefana, który siedział naprzeciw niego.
— No i cóż mi powiecie? — spytał.
Był pewny, że Stefan pocznie przemowę i zdziwił się widząc, że naprzód występuje Maheu. Nie mógł się powstrzymać i rzekł:
— Jakto? To wy Maheu... wy najlepszy robotnik, człek rozumny i rozważny, weteran Montsou, którego rodzina pracuje od czasu pierwszego ruszenia kilofem. O, to mnie martwi, bardzo martwi, że wy stajecie na czele niezadowolonych.
Maheu słuchał patrząc w ziemię, potem, zaczął mówić głucho, jąkając się:
Panie dyrektorze! Właśnie dlatego że jestem człowiekiem uczciwym i spokojnym wybrali mnie koledzy, bym przemawiał. To panu dyrektorowi powinno być dowodem, że nie idzie nam o bunt ani nieporządki jakie wzniecają ludzie źli, by wywołać rozruchy. Chcemy jeno sprawiedliwości, znużył nas ciągły głód i wydaje się nam że przyszedł czas przedsięwzięcia czegoś, coby nam zapewniło choćby chleb powszedni.
Głos jego stał się pewniejszy. Podniósł głowę i patrząc w oczy dyrektorowi ciągnął dalej.