lin znikać i ukazywać klatki, kotły oziębły, snuł się jeno cienki pas dymu z wysokiego komina. Puszczano maszynę w ruch rano tylko, by spuścić stajennych, krórzy dostarczali żywności koniom i dozorców, którzy zamienili się teraz w górników i pilnowali sklepień, które zawalały się codziennie pozostawione bez ciągłych naprawek. Począwszy od dziewiątej komunikacya odbywała się jeno za pomocą drabin. Ciszę przerywało jeno głuche ociężałe sapanie pompy jedynie funkcyonującej jeszcze, bez czego woda zalałaby kopalnię w ciągu dni paru.
Kolonia robotnicza na wzgórzu leżała także w odrętwieniu. Prefekt z Lille zjawił się natychmiast, żandarmi wałęsali się po całem zagłębiu, ale widząc, że wszędzie panuje wzorowy spokój, namyślili się, że nie mają tu nic do robotyi wrócili do domu. Nigdy jeszcze nie zachowywano się w kolonii tak wzorowo. Mężczyźni nie zaglądali do szynków i spali po dniach całych, kobiety ograniczały się w konsumowaniu kawy i stały rozważniejsze, mniej gadając i plotkując, a wydawało się, że i dzieci pojmują położenie, gdyż zaprzestały wrzasków i chodziły boso, by nie robić hałasu, a jeśli się biły nawet, to w milczeniu. Z ust do ust podawano sobie hasło: Zachowywać się spokojnie.
Ale w mieszkaniu Maheuów drzwi się nie zamykały. Stefan, jako sekretarz kasy rozdzielił trzy tysiące franków pomiędzy dotkniętych nędzą, a prócz tego jeszcze zebrane drogą subskrypcyj i składek paręset franków. Dziś atoli wyczerpały się już pieniądze, górnicy nie mieli za co żyć i strejkować dalej, głód począł zaglądać przez szyby do mieszkań. Maigrat obiecał kredyt czterotygodniowy ale po tygodniu rozmyślił się już i przestał dostarczać żywności. Zazwyczaj powodował się roskazami Kompanii, która teraz widocznie umyśliła ogłodzić górników i złamać w ten sposób ich opór. Maigrat postępował teraz, jak kapryśny tyran, dawał chleb lub odmawiał go stosownie do tego, czy mu się podobała dziewczyna wysłana przez rodziców po żywność, czy nie. Przed Maheudą stanowczo zamknął drzwi, był nieubłagany. Chciał w ten sposób zemścić się za figla spłatanego mu z Katarzyną.
Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/220
Ta strona została przepisana.