postanowienie zwołania wielkiego, tajnego zgromadzenia, i był pewnym zwycięstwa gdy tylko górnicy przystąpią masowo do Międzynarodówki.
Zwołano zgromadzenie w Bon Joyeux u wdowy Desir na czwartek, godzinę drugą popołudniu. Wdowa oburzona była na nędzę w którą pogrążono „jej dzieci“ tj. górników i nie przestawała kląć zwłaszcza od czasu kiedy jej lokal opustoszał. Żaden strejk nie odbywał się jeszcze tak na sucho, nawet nałogowi pijacy siedzieli po domach by nie sprzeniewierzyć się wydanemu hasłu. Szerokie ulice Montsou zatłoczone ludźmi czasu świąt górniczych puste teraz były nieme i smutne. Piwo przestało lać się z beczek i brzuchów, a ścieki uliczne wyschły całkiem. W progach gospód „Casimir’a“ i „pod Postępem“ stali szynkarze pobladli patrząc na puste ulice, na których nie było żywego ducha od Café Lenfant do Café Tison i cd Café Piquette, aż po gospodę „pod trupią głową“. W jednej Café St. Eloi, gdzie przesiadywali dozorcy szło po kilka kufelków dziennie. Opustoszał o dziwo, nawet Wulkan, a damy tej instytucyi strejkowały też z braku wielbicieli, choć przy tych złych czasach chętnie by były przyjęły zniżkę płac z dziesięciu, na pięć sous. W całem mieście zapanowała żałoba.
— Do stu tysięcy! — wrzeszczała wdowa bijąc się obiema rękami po biodrach. — Wszystkiemu winni żandarmi! Niech mnie wsadzą do furdygi, i tak nie przestanę twierdzić, że żandarmi winni!
Zwała tak wszystkie władze, urzędników, tą pogardliwą nazwą obejmowała w ogóle wszystkich wrogów ludu. Z radością zgodziła się oddać salę na zgromadzenie. Cały jej dom jest do użytku górników, oddałaby nawet salę balową i sama rozniosła uczestnikom zaproszenia imienne jak chce ustawa. A jeśliby miało się dziać coś wbrew ustawom, to jeszcze lepiej! Niechno się który żandarm zjawi... pogada sobie z nim po swojemu! Naza-