Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/230

Ta strona została przepisana.

jutrz przyniósł jej Stefan pięćdziesiąt listów do podpisania. Listy te, z listu jego przekopiowali umiejący pisać górnicy kolonii. Zawierały wezwanie na zgromadzenie, na którem będzie dyskusya co do dalszego prowadzenia strejku. W gruncie rzeczy jednak spodziewano się Plucharta i tego, że po jego przemówieniu górnicy masowo przystąpią do Międzynarodówki. Rozesłano je do różnych kolonij robotniczych, do delegatów i wogóle ludzi pewnych.
Rano we czwartek ogarnął Stefana niepokój, gdyż dawny przełożony jego z Lille nie przyjechał, mimo, że telegramem zapowiedział swe przybycie we środę wieczór. Cóż się stało? Stefan był zrospaczony, że nie będzie mógł rozmówić się z Pluchartem przed zgromadzeniem. O dziewiątej poszedł do Montsou przypuszczając, że może tam odrazu zajechał nie zatrzymując się w Voreux.
— Nie, nie widziałam pańskiego przyjaciela — odparła wdowa — ale wszystko już gotowe, chodź pan!
Zaprowadziła go do sali balowej. Dekoracya nie uległa zmianie, te same festony róż zdobiły powałę i tesame tarcze herbowe z imionami świętych wisiały na ścianach. Tylko estradę dla muzyki zastąpiono stołem i trzema krzesłami, oraz po wstawiano ławki.
— Doskonale! — rzekł Stefan.
— Będziecie jak u siebie. Piorunujcie co wlezie... gdyby przyszli żandarmi, to muszą chyba przejść po mojem ciele nim się tu dostaną.
Mimo strapienia uśmiechnął się spojrzawszy na wielką jak kufa piwa szynkarkę.
Zdumiał się ujrzawszy wchodzących Rasseneura z Souvarinem i, gdy wdowa wyszła, spytał:
— Co, jużeście przyszli?
Souvarine, który pracował całą noc, gdyż maszyniści nie strejkowali, przyszedł z ciekawości, Rasseneur zaś od paru dni był zakłopotany i przestał się dobrodusznie uśmiechać.
— Plucharta niema, bardzo jestem niespokojny! — rzekł Stefan.