Stefan nie przerywał, gdyż gniew mu ubezwładnił język. Wreszcie wykrzyknął.
— Ależ człowieku, nie masz chyba krwi w żyłach!
Przez mgnienie oka walczył z chętką wymierzenia szynkarzowi policzka, ale opamiętał się i by nie uledz pokusie począł biegać po sali roztrącając niewinne ławki.
— Zamknijcież przynajmniej drzwi! — ozwał się Souvarine — nie potrzebują wszyscy tego słuchać.
Zamknął sam, usiadł przy stole, skręcił papierosa i spoglądał na obu łagodnym wzrokiem, w którym tlał uśmiech.
— Nie gniewaj się, w ten sposób nie dojdziesz do niczego, — ciągnął spokojnie Rasseneur. — Myślałem długi czas, że ci niezbywa na rozsądku. Bardzo mądrze postąpiłeś przykazując spokój i używając swego wpływu na utrzymanie porządku. Ale teraz chcesz wszystko popsuć...
Za każdym nawrotem przyskakiwał teraz Stefan do szynkarza, chwytał go za ramię, trząsł nim i krzyczał mu w nos swe odpowiedzi.
— Tak do stu tysięcy djabłów chcę spokoju, nakazałem spokój, pilnuję spokoju... ale nie pozwolę, by drwiono sobie z nas! Zazdroszczę ci doprawdy, że w tem wszystkiem możesz zachować zimną krew, ja myślę chwilami, że oszaleję.
Było to wyznanie. Kajał się sam, iż łudził się do niedawna jeszcze, jak smarkacz, że wnet nastaną czasy szczęścia i sprawiedliwości. Byłoby z tem bardzo wygodnie...
założyć ręce i czekać cudu i patrzyć jak ludzie pożerają ludzi niby wilki. O nie, trzeba do poprawy świata przyłożyć ręki, bo inaczej wiecznieby panowała niesprawiedliwość, i bogacze ssaliby ciągle krew nędzarzy. Nie może sobie też darować, że dawniej chciał odłączyć politykę od kwestyi społecznej. Wówczas nie wiedział nic jeszcze, od czasu tego wiele czytał i myśli jego się wyklarowały. Ale systemu jaki sobie otworzył wyłożyć jasno nie umiał, pełno w nim było śladów różnych przyjętych raz i znowu odrzuconych teoryj. Jedno tylko było niewzruszone, idea Karola Marksa, że kapitał jest rezultatem
Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/232
Ta strona została przepisana.